Flying Rose

Po-COVIDOWE przemyślenia treningowe

Dzisiaj miało być o czymś zupełnie innym. Pomyślałam jednak, że jeżeli ten cykl blogowy zaczął się przez koronawirusa, to należałoby jakoś tę sytuację podsumować, tym bardziej że wszystko teoretycznie „wraca do normy”, a praktycznie jest zgoła inaczej. 

Czas kwarantanny zmusił wielu z nas do podjęcia pewnych decyzji, przemyśleń czy do zupełnego przeorganizowania pracy lub treningów. Chciałam dzisiaj się z Wami podzielić kilkoma moimi spostrzeżeniami i spróbować przekonać Was, że kwarantanna mogła mieć swoje plusy i jak nie utracić tego, co podczas niej wypracowaliśmy.

1. Zmiana perspektywy 
Osobiście nie ukrywam, że sytuacja z koronawirusem totalnie zmieniła moją perspektywę treningową — zarówno jako instruktora, artysty czy zawodnika. Takie mniejsze zmiany nie są oczywiste, dlatego zarzucę Wam tu kilkoma moimi odkryciami i może idąc tym tropem, wyłapiecie też takie niuanse u siebie.

-LUBIMY SIĘ Z DRĄŻKIEM 
Byłam ogromnie zaskoczona, kiedy okazało się, że po trzech pierwszych tygodniach kwarantanny moje barki i ręce są dwa razy większe niż na co dzień. Będąc szczerą — faktycznie mam tendencję do szybkiego „puchnięcia” u góry, ale jednak na lato pożegnałam się z dwoma sukienkami przez kwarantannowe treningi. Nie przepadam za pracą na drążku, choć przyznaję, że dobrze mi ona robi. 
Z pewnością te kilka miesięcy mi pokazało, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, a jak coś nam sprzyja to powinniśmy to zachować - nawet jeżeli liczy się to z wyjściem z naszej strefy komfortu.

- ZAJĘCIA AERIAL ONLINE - INSTRUKTORSKI KROK MILOWY 
Można być przeciw, można być za, można lubić albo nienawidzić. Jedno jest pewne — zarabiać trzeba i Ci z nas, którzy utrzymywali się głównie z działalności instruktorskiej i artystycznej zaczęli być w niemałej kropce. Przez pierwsze trzy tygodnie dosyć mocno się wzbraniałam. Nie widzę mojego podopiecznego, nie jestem w stanie go dotknąć, poprawić — a co dopiero zaasekurować.
Totalna porażka, czułam się bezsilna. Nie widziałam różnicy pomiędzy prowadzeniem treningu online i patrzenia na instruktora przez mały kolorowy kryształek, a możliwością odpalenia instagrama i próbą kopiowania ruchów z tutoriali. 
Normalnie, największą zmorą instruktorów są poziomy open. Każdy się chce czegoś nauczyć, każdy jest na innym etapie i w sumie próbujesz poprowadzić 8 lekcji indywidualnych w ciągu godziny dla całej grupy. Z online było podobnie. Jeden ma koło 30 cm nad ziemią, inny nie ma krętlika, trzeci nie ma możliwości pracować na górnym łuku — bądź tu mądry i pisz wiersze:)
Chcąc nie chcąc musiałam się w końcu do tych online'ów przełamać — zarówno moi pracodawcy, jak i podopieczni, zaczęli zgłaszać chęć pracy. Wiem natomiast że są instruktorzy, którzy przed monitorami mieli naprawdę tłumy. Poniżej zdjęcie od Eli Najman

Pierwsze, z czym musiałam się mierzyć to POGODA. Niestety podwieszenia nie mam w domu, a sprzęt mogłam montować jedynie na stelażu na dworze. Bardzo zabawne było sprawdzanie pogody przed treningiem, kontrolowanie ilości opadów mżawek, czy siedzenie w odzieży narciarskiej na dworze, kiedy moje podopieczne śmigały sobie w salonie, w krótkich spodenkach.

Drugą sprawą, na którą zwróciłam uwagę to ZUPEŁNIE INNY PROGRAM I POWRÓT DO PODSTAW. Nie chciałam robić do końca nowych rzeczy, najchętniej w ogóle bym ich nie zaczynała. Obawiałam się tego, że nie ma mnie obok, nie mogę zaasekurować, nie jestem pewna podwieszenia czy jakości materaca. Jeżeli mam być szczera jestem trochę zdziwiona zuchwałością instruktorów, którzy pokazywali nowe — często niełatwe tricki na zajęciach online, totalnie nie kontrolując kursantów. Ja postanowiłam wrócić do podstaw. Skrupulatnie rozpisałam sobie treningi motoryczne możliwe do poprowadzenia online — tak, by ćwiczenia mogłyby być wykonane poprawnie i w pełni funkcjonalnie. Nagle się okazało, że mamy nad czym pracować. Stosunkowo proste ćwiczenia związane z funkcjonalnym ruchem nadgarstka czy barków okazały się punktem zapalanym na treningach online. Finalnie, mimo że moi kursanci nie nauczyli się 865336 nowych elementów, to na pewno ich ruch funkcjonalny się poprawił. Barki były lepiej wstawiane, nadgarstki bardziej stabilne, stare kombinacje były wyczyszczone z błędów technicznych.

Potem pojawił się kolejny problem. Mam wrócić do pracy, prowadzić treningi online, ale nie każdy ma szarfę. Dostaje jasne polecenie: TRENING SZARF, BEZ SZARF. 
Fantastycznie. Chodź w samym założeniu brzmi to komicznie, to kwarantanna okazała się najlepszym czasem na uświadamianie kursantów, że trenowanie szarf czy koła NIE MOŻE opierać się jedynie na robieniu szarfy, czy koła — ważne jest wszystko co jest dookoła: przygotowanie motoryczne, estetyka rąk, izolacje klatki piersiowej, wytrzymałość mięśniowa czy rozciąganie.
Prowadzanie online dla wielu instruktorów było doświadczeniem nowym i uważam, że pełnowartościowym. Byłam zadowolona z tych treningów — z czasu, który się znalazł na rzeczy zazwyczaj pomijane. Teraz muszę skrupulatnie tego pilnować, bo już teraz widzę, że zachłyśnięta powrotem na sale gubię moje instruktorskie postanowienia z kwarantanny.

2. Strefa komfortu + skupienie + wybrzydzanie, czyli o treningach w domu. 
Z treningami w domu różnie bywa. Zazwyczaj są one troszkę luźniejsze niż te na sali treningowej. Nie zawsze jest to prawdziwe oduczcie, jednak zmiana miejsca na takie, które służy rozwojowi tężyzny fizycznej — od razu inaczej wpływa na naszą głowę i jakość naszego treningu. Nie miejcie więc do siebie żalu, jeżeli uważacie, że Wasze treningi nie były pełnowartościowe. Nie musiały być. Zmiana otoczenia bardzo dużo daje, a wychodząc z założenia, że dom jest miejscem, odpoczynku po pracy lub treningu (a w dodatku po salonie biega pies, dwójka dzieci a mąż wiesza pranie)- to trudno nagle zrobić koło aneksu kuchennego mini studio joga&pilates. Z drugiej strony wierzę jednak w to, że każdy z Was gdzieś sobie ten kącik do ćwiczeń znalazł i próbował dać z siebie wszystko.


Normalnie na sali treningowej bardzo wybrzydzam. Tutaj jest ……………………………., a szarfa mogłaby być dłuższa, a nie ma hantelek, no a fakt braku gum funkcjonalnych jest skandalem!
I nagle się okazuje, że ścierka do mycia naczyń położona na panelach najlepiej się sprawdza w ćwiczeniach do stania na rękach, a do rozciągania kręgosłupa najlepsza jest kanapa. 
Dodatkowo sąsiadom wcale nie przeszkadza skakanie na skakance o 22.30:)
Zdecydowanie przestałam wybrzydzać i teraz przychodząc na salę — nieważne jak bardzo jest tam duszno, gorąco i śmierdząco (szczególnie w ostatnich dniach), jestem po prostu szczęśliwa, że mogę tam po prostu być. 
Często słyszę pytanie [szczególnie jako instruktor] - „czy Pani ma szarfę w domu?”. Na moje stanowcze „nie” zazwyczaj ludzie odpowiadają zdziwieniem, dlatego szybko dodaję, że „dom jest od odpoczynku, sala od trenowania” - no i masz babo placek i swoją salę w mieszkaniu 35m2.:)
Z treningami w domu jest ten problem, że często się zaczynają, a rzadko kiedy kończą, po prostu za dużo rzeczy nas rozprasza i finalnie każde ćwiczenie zaczynamy po 3 razy, nasz trening trwa raczej 4h rozrzucone w harmonogramie całego dnia, niż konkretne 1.5h na raz. 
Chciałam Was tym samym uświadomić, że każde z nas przeszło niesamowitą próbę skupiania się i utrzymywania tego skupienia, pomimo tych wszystkich rzeczy, które działy się w mieszkaniu. Jeżeli komuś naprawdę udało się to osiągnąć przy zachowaniu tej samej intensywności i jakoś jednostek treningowych — jestem pod ogromnym wrażeniem.

3. Nowe rzeczy, inne myślenie.
Ograniczone miejsce na treningi, uzależnienie od podłogi. Przeprowadzka z sali treningowej na ogródek była dla mnie trudna. Na dworze trenowało mi się zupełnie inaczej i pierwsze kilka treningów było dla mnie trudnych. Jednak kiedy zaczęło robić się cieplej — zakochałam się w trenowaniu na dworze. Dosłownie moja fascynacja do trenowania gdzie indziej rozkwitła (dokładnie tak samo, jak rozkwitły kwiatki na rabatce obok, a wszędzie zrobiło się zielono). Ta zieleń to było coś co mnie wyciszało. Żadnych wrzasków, krzyków jak na sali treningowej. Cisza, świeże powietrze, o wiele lepiej dotleniony organizm. Zaczęłam szukać plusów tej sytuacji i finalnie było ich trochę. Nadal jednak miałam problem z miejscem. Było go za mało, kółko miałam albo bardzo nisko, albo ciut za wysoko. O szarfie na początku w ogóle nie było mowy. Jestem przyzwyczajona do tego, że sobie reguluję wysokość sprzętu, a miejsca mam ile sobie zażyczę. Czułam się, jakbym była wsadzona w klatkę. 
Musiałam zmienić myślenie — znowu - jak się nie ma co się lub to się lubi co się ma. Nagle się okazało, że mam nad czym pracować w takich warunkach. Znowu powrót do podstaw (które notabene zaowocowały u mnie nakrywką obrotwą na jednej ręce na kole). Dodatkowo fakt, że byłam zupełnie sama sprawił, że dałam sobie przyzwolenie na próbowanie rzeczy, których próbować się wstydziłam (jestem ambitnym wstydziochem, nie lubię robić nowych rzeczy przy ludziach, wolę pokazywać od razu gotowy efekt) i idąc tym torem moim kwarantannowym „best of the best” zostało wiszenie na karku.

4. Dobrze jest potęsknić. 
Nigdy nie sądziłam, że aż tak bardzo tęsknić za swoją pracą, nieogarniętymi dzieciakami czy głośną salą treningową (nadal czekam na blask reflektorów i nutkę stresu przed spektaklem ;)). Zatęskniłam tak jak nigdy.

Czekając dużo rzeczy dopięłam. Napisałam sobie nowe plany treningowe, postawiłam nowe cele, powybierałam nowe rzeczy, które koniecznie musiałam sprawdzić po kwarantannie. Dopięłam pomysł na nowy akt, po czym wkroczyłam na salę z pełnym utęsknieniem.


Choć nie ukrywam, zielony kolor mojej sali treningowej znowu zaczyna doprowadzać mnie do szału:).

5. Nie musisz być w świetnej formie po kwarantannie. 
Powiedzmy sobie szczerze. 
1. Tak, masz prawo być w kiepskiej formie po kwarantannie - zarówno psychicznej, jak i fizycznej.
2. Nie, nie miałeś obowiązku brać udziału w treningach online, jeżeli tego nie czułaś/łeś lub nie mogłaś/łeś pozwolić sobie na to finansowo w tym czasie. 
3. Nie ma nic złego w tym, że nie było Cię stać na sfinansowanie sobie lub swojemu dziecku sprzętu do domu. Dom jest miejscem odpoczynku.
4. Gdybyś widziała/wiedział, że upadniesz - to byś się położył. 
5. Nie każdy musiał spożytkować ten czas produktywnie. Jeżeli to był dla Ciebie trudny okres, nie wiń się za to.

6. Wysypiamy się - co zostawić po koronce, czyli powrót na stare śmieci. 
Kwarantanna zdecydowanie była czasem zmian, wychodzenia poza strefą komfortu, próbą zmiany myślenia. Dużo rzeczy zostało przewartościowane lub podane wątpliwością - od jakości naszych jednostek treningowych, po ilość pracy czy kwestie rodzinne. Każdy z nas inaczej tę kwarantannę przeszedł i inne wyciągnął z niej wnioski - niezależnie jednak od tego chyba wszyscy się zgodzimy z tym, że więcej spaliśmy. Bardzo bym chciała, żeby z każdy z nas zachował sobie tę większą ilość snu, to z pewnością. Natomiast moja konkluzja jest taka: kwarantanna nie była zła, była inna. Zmusiła nas do pewnych nowych rozwiązań i skierowała nasz rozwój na zupełnie inny tor. Chciałabym, żebyście zastanowili się, co udało Wam się podczas tej kwarantanny wypracować, jakie macie po niej spostrzeżenia. Nie pozwólmy by ostatnie kilka miesięcy rozmyło się w powietrze albo stało się powodem do narzekania. Ten czas był inny, ale nie był bezproduktywny.

A jak wyglądają Twoje przemyślenia po tej długiej rozłące ?:)

Polecane produkty

[product id="1032, 408"]

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper Premium